Black Friday – Święto ciemności!

Informacyjny.kim

Każdego roku, gdy kończyły się Święta Dziękczynienia, Filadelfia zanurzała się w gęstą mgłe. To nie była zwykła mgła, która zawisała nad miastem. To była mgła, która niosła w sobie zapach starego drewna, krwi i żelaza. W ten piątek, dwudziestego piątego listopada tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego piątego roku, po raz kolejny miało wydarzyć się coś, co nie miało prawa zaistnieć w ludzkiej świadomości.
Zanim słońce wzeszło nad miastem, po ulicach przemknęły cienie. Były tak subtelne, że nikt ich nie zauważył. Sklepy błyszczały na tle nocnego nieba, pełne kolorowych neonów i zapowiedzi ogromnych promocji. Jednak za tym wszystkim czaiła się ciemna energia, jakby za każdą reklamą i za każdą niską ceną stało coś więcej. Coś, co potrafiło manipulować czasem, przestrzenią i ludzkimi pragnieniami.
Ludzie stali się niewolnikami tej niewidocznej siły. Pchali się do sklepów, porównywali ceny, walczyli o przedmioty, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, że w rzeczywistości stają się częścią rytuału, który miał początek w czasach, kiedy ciemne moce przejmowały kontrolę nad tym, co materialne.
To wszystko zaczęło się dawno temu, przed wiekami. Kiedy w Filadelfii jeszcze handlowano niewolnikami, dzień po Święcie Dziękczynienia był dniem wyprzedaży. Jednak nie były to zwykłe transakcje. To był dzień, w którym najciemniejsze siły tego świata ujawniały swoje prawdziwe oblicze. Ludzie, którzy wówczas przychodzili, nie wiedzieli, że każda transakcja wprowadzała ich coraz bliżej do rzeczywistości, którą tylko niektórzy potrafili dostrzec – tej, gdzie handel nie dotyczył już przedmiotów, a dusz.
Niewolnicy byli tylko częścią tego planu. Ich ciała były tylko powłoką, która służyła jako „pojemnik” dla ciemnej energii. Dzień, w którym sprzedawano ich na rynku, był dniem otwarcia bram – bram do innego wymiaru, w którym dusze mogły zostać uwięzione na wieczność.
I to właśnie wtedy, przez pierwszy raz, w Filadelfii pojawiła się ciemność, której nikt nie potrafił zrozumieć. To była magia, która nie potrzebowała zaklęć ani różdżek, tylko poświęcenia. I po każdej sprzedaży, po każdej transakcji, do tej ciemności dochodziła nowa dusza.
Minęły dekady, a Black Friday stał się dniem wyprzedaży. Ludzie zapomnieli, czym naprawdę był ten dzień. Zapomnieli o jego korzeniach, o pierwotnym celu. Jednak ciemność nie zapomniała.
Rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty piąty. O świcie miasta przepełniły tłumy. Krzyki, tłoczenie się, niecierpliwość. Ale to nie był zwykły dzień zakupów. To był dzień, w którym granice między światami miały zniknąć. Przez szczeliny czasu i przestrzeni zaczęły przesączać się postaci, które nie były już ludźmi. Były to cienie, pozbawione formy, głosy, które brzmiały jak echa nieistniejących istot. Ich obecność była niewidoczna dla tych, którzy nie potrafili widzieć, ale czuć ją mogli wszyscy.
Ludzie, którzy stali w kolejce po przecenione towary, nie wiedzieli, że coś zaczyna ich przejmować. Każdy zakup, każda wyprzedaż, każda rabatowana cena – to wszystko była ofiara. Ofiara dla czegoś, co czekało na moment, by objawić się światu.
Przedmioty, które trafiały do rąk klientów, niosły ze sobą ukryte energie. Z każdym „dobrym interesem” w ich duszach powstawały rysy, w których mogły zakorzenić się mroczne siły. Ci, którzy wpadali w szał zakupów, nieświadomie oddawali cząstkę siebie, część swojego światła, w zamian za „tanie” dobra materialne. Wymiana była dokonana. I choć towar opuszczał sklep, on nigdy nie był tylko towarem.
Wszystko, co działo się tego dnia, miało swoje źródło w mrocznych rytuałach sprzed wieków. Dzień po Święcie Dziękczynienia był czasem, w którym granice między tym światem a światem cieni zaczynały się zacierać. I to nie przypadek, że każdy Black Friday wywoływał w ludziach dziwne, niekontrolowane pragnienia. To były pragnienia, które nie pochodziły z ich serc, ale z głębi czegoś, co zawsze czekało w cieniu – w miejscu, które istniało poza czasem.
Kiedy za oknami sklepów wybuchały kolejki, a ludzie przepychali się w szale, by zdobyć przedmioty na „wyjątkowych promocjach”, w sklepach, które wydawały się nieograniczone, cienie rosły. Zanim tłum opuścił sklep, widmo czegoś potężnego zaczynało rosnąć w ciemności. Kiedy sklepy były już puste, cienie przekształcały się w coś materialnego. Nie były już tylko eterycznymi, nieuchwytnymi bytami. Teraz stawały się czymś, co miało na celu odebrać to, co zostało zapomniane – ludzką duszę.
Z każdą kolejną godziną, jaką spędzali na zakupach, zaczynali dostrzegać dziwne zjawiska. Kiedy wychodzili ze sklepów, zauważali, że nie tylko ich portfele się uszczupliły. Coś w nich zostało. Ich spojrzenia stały się nieco mętne, ich kroki cięższe. Słyszeli coś, co ich nękało – cichy szept w głębi duszy. Czasami czuli się, jakby nie byli już sobą, jakby byli tylko marionetkami w rękach czegoś znacznie potężniejszego.
I chociaż nikt nie zauważył, że w tym dniu, w tym właśnie Black Friday, granice zostały zatarte na zawsze, ci, którzy byli świadomi, wiedzieli, że po każdej sprzedanej rzeczy, po każdej dokonanej transakcji, ciemne siły były coraz bliżej. Z każdym rokiem ciemność wzbierała coraz bardziej. I w końcu – tak jak zapowiadały stare legendy – nadejdzie dzień, w którym Black Friday pochłonie wszystkich.
Kiedy to się stanie, nikt już nie będzie w stanie wyrwać się z sieci.





























Komentarze są wyłączone