Cenzura i COVID – cz. 1: PROPAGANDA

stotą każdej kampanii propagandowej jest „stygmatyzowanie” przeciwników, dążenie do tego, aby ich głos i argumenty nigdy nie ujrzały światła dziennego lub pozostały „marginesem”.

Mariusz Jagóra

Propaganda to skoordynowana próba wpłynięcia na ludzi w celu realizacji jakiejś idei czy działania – przez tysiąclecia stanowiła integralną część religii, kontroli społecznej, handlu, edukacji i podboju. Termin „propaganda” pochodzi z 1622 roku od chrześcijańskiej komisji do spraw „szerzenia wiary”. Rzymskokatolicka „Propaganda Fide” powstała jako kluczowa instytucja, służba misyjna i ośrodek specjalistycznych szkoleń ideologicznych i administracyjnych w odpowiedzi na zagrożenie reformacją.

W XX i XXI wieku propaganda stała się wszechobecną, często nieuniknioną cechą życia codziennego w warunkach globalnej medialnej gospodarki epoki informacyjnej. Obecnie terminem tym coraz częściej określa się procesy perswazji, które obejmują, przynajmniej w pewnym stopniu, manipulację przekonaniami i zachowaniami, zwłaszcza gdy są stosowane w celu realizacji interesów partykularnych.

W krajach o demokratycznych tradycjach medialnych termin propaganda jest najczęściej stosowany albo w znaczeniu pejoratywnym, w celu odrzucenia przeciwnego punktu widzenia, albo w celu scharakteryzowania komunikacji perswazyjnej w państwach określanych w tym procesie jako autorytarne lub teokratyczne i wrogie ruchy polityczne. Jednocześnie wiele działań w państwach demokratycznych, które wcześniej określano mianem propagandy, obecnie opatruje się eufemistycznymi terminami, takimi jak public relations, komunikacja strategiczna, operacje psychologiczne, marketing i reklama. Jak to wyjaśnił Edward Bernays, ojciec założyciel public relations: “propaganda stała się brzydkim słowem, ponieważ Niemcy używali jej w czasie wojen światowych. Więc znaleźliśmy inne słowa jak Public Relations.” Tak więc propaganda, choć często nazywana innymi nazwami, jest również kluczową cechą państw liberalno-demokratycznych.

Propaganda to coś znacznie więcej niż kłamstwo. Jest to złożony i często subtelny proces manipulacyjny, w którym taki czy inny ośrodek władzy skłania jednostkę lub grupę ludzi do uwierzenia w coś lub, być może bez uwierzenia, do działania w określony sposób, co jest sprzeczne z wolną wolą lub świadomą zgodą. Techniki propagandowe obejmują często komunikację językową i wizualną (np. kampanie reklamowe), które odwołują się do emocji i/lub racjonalności, aby manipulować przekonaniami i zachowaniami. Zazwyczaj wykorzystuje się lęki i pragnienia, a co ważne, częścią kampanii propagandowych mogą być zarówno zachęty, jak i groźby. W kampaniach propagandowych często występują również formy oszustwa polegające na kłamstwie, pominięciu, zniekształceniu i przekierowaniu.

We wrześniu 2022 pojawiła się ciekawa analiza Dr Piersa Robinsona, dyrektora Organizacji Studiów nad Propagandą, pod tytułem „OGŁUSZAJĄCE MILCZENIE: PROPAGANDA POPRZEZ CENZURĘ, SZKALOWANIE I PRZYMUS”, której obszerne fragmenty zamieszczam poniżej:

“Istotą każdej kampanii propagandowej jest „stygmatyzowanie” przeciwników, dążenie do tego, aby ich głos i argumenty nigdy nie ujrzały światła dziennego, pozostały „marginesem”.

Od początku epidemii COVID władze na całym świecie, w niespotykanej wcześniej jednomyślności, realizują niezwykłe strategie – lockdowny całych populacji, obowiązek zakrywania nosa i ust, czy przymus szczepień – i to wieloma dawkami. Wiele z tych polityk stoi w sprzeczności ze znanymi od dawna i dobrze sprawdzonymi metodami ochrony zdrowia publicznego przed wirusami górnych dróg oddechowych, a naukowe uzasadnienie powyższych działań jest z każdym dniem coraz bardziej podejrzane. Jednocześnie coraz lepiej widać katastrofalne dla ludzi konsekwencje tych ekstremalnych działań – i to na całym świecie. Dotychczasowe randomizowane badania kontrolowane szczepionek nie wykazały ogólnych korzyści netto, a zgromadzone dowody z biernej sprawozdawczości sugerują, że mogą one być przyczyną znacznych szkód. Głównym elementem sukcesu we wprowadzeniu tej destrukcyjnej polityki było użycie propagandy.

Wiele osób uważa propagandę za twór obcy państwom demokratycznym. Tymczasem Edward Bernays, uważany przez wielu za kluczową postać w rozwoju technik propagandowych XX wieku, mówił, że „świadoma i inteligentna manipulacja zorganizowanymi nawykami i opiniami mas jest ważnym elementem społeczeństwa demokratycznego”. I mimo, że dzisiaj nazywamy te techniki inaczej, stosując eufemizmy takie jak „public relations” lub „komunikacja strategiczna”, faktem jest, że techniki manipulacji są nieodłącznym elementem współczesnych liberalnych demokracji.

W pewnym stopniu wiara w propagandę opiera się na założeniu, że ludzie są samolubnymi, egoistycznymi, żądnymi władzy i hedonistycznymi istotami, które potrzebują wskazówek i bodźców, w związku z czym propaganda jest potrzebna, aby zapewnić pewną strukturę, porządek i cel dla społeczeństwa. Jeśli zaś przyjmiemy założenie, że ludzie są z natury dobrzy i przyjaźnie nastawieni do siebie nawzajem i do świata przyrody, i że są zdolni do wielkich rzeczy, jeśli tylko pozwolą im na to warunki, to propaganda jest równoznaczna z pasożytowaniem na ludzkim umyśle, próbami odwiedzenia ludzi od ich lepszych instynktów. 

W przypadku pandemii COVID-19 dojrzałe demokracje zaczęły stosować propagandę na niespotykaną dotąd skalę. W celu uzyskania zgodności z niekonwencjonalnymi i inwazyjnymi środkami przyjętymi w trakcie COVID-19 zastosowano wiele form „perswazji” począwszy od zmanipulowanych komunikatów mających na celu zwiększenie „poziomu strachu” aż po przymus. Bardzo wcześnie wyszło na jaw, że naukowcy zajmujący się naukami behawioralnymi doradzali rządowej grupie naukowej ds. sytuacji kryzysowych (SAGE). UKColumn donosi, że grupa ta, nazwana „Scientific Pandemic Influenza Group on Behaviour (SPI-B)”, została (ponownie) zwołana 13 lutego 2020 roku. W jednym z dokumentów opracowanych przez tę grupę rozważano „opcje zwiększania przestrzegania środków dystansu społecznego”, z użyciem perswazji, zachęcania i przymusu. W części poświęconej „perswazji” stwierdzono, że „należy zwiększyć postrzegany poziom osobistego zagrożenia wśród tych, którzy są nieufni, stosując twarde emocjonalne komunikaty„. W dokumencie mowa jest również o wykorzystaniu „mediów do zwiększenia poczucia osobistego zagrożenia”. Wiele z tych „behawioralnych” metod manipulacji stosowanych w Wielkiej Brytanii zostało udokumentowanych w pracy Laury Dodsworth „State of Fear”. Te działania mają swoje odpowiedniki na poziomie globalnym. W lutym 2020 r., Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) powołała Technical Advisory Group (TAG) – Techniczną Grupę Doradczą ds. Wglądu w Zachowanie i Nauk o Zdrowiu. Grupie przewodniczy prof. Cass Sunstein, a jej członkami są eksperci ds. zmian behawioralnych z Banku Światowego, Światowego Forum Ekonomicznego oraz Fundacji Billa i Melindy Gates.

Jednym z aspektów propagandy podczas COVID-19 było agresywne promowanie oficjalnych narracji, przy jednoczesnym tłumieniu i cenzurowaniu osób kwestionujących „autorytety”. Można powiedzieć, że najważniejszą częścią każdej kampanii propagandowej jest dążenie do tego, aby pewne głosy, twierdzenia i argumenty albo nigdy nie ujrzały światła dziennego, albo pozostały w kręgach „marginesu” lub „alternatywy”. Częścią procesu tłumienia dyskursu jest nadawanie informacjom niepożądanym etykiet „błędna informacja” lub „dezinformacja”. Elizabeth Woodworth opisująca powstanie tzw. Trusted News Initiative (TNI) tuż przed pojawieniem się COVID-19 w 2020 r., która zakładała utworzenie koalicji mediów głównego nurtu służącej do zwalczania „dezinformacji” i „stronniczości”, przytacza słowa ówczesnego dyrektora generalnego BBC Tony’ego Halla: „W zeszłym miesiącu zwołałem szczyt Trusted News w BBC, który odbył się za zamkniętymi drzwiami, a w którym uczestniczyły globalne platformy technologiczne i wydawcy. Celem było wypracowanie praktycznego zestawu działań, które możemy podjąć wspólnie, już teraz, aby przeciwdziałać narastaniu dezinformacji i stronniczości … Jestem zdecydowany, abyśmy wykorzystali ten wyjątkowy zasięg i zaufanie pokładane w BBC, aby wytyczyć drogę i stworzyć globalny sojusz na rzecz rzetelności wiadomości. Jesteśmy gotowi zrobić jeszcze więcej, aby pomóc w promowaniu wolności i demokracji na całym świecie”. Do 2020 roku do TNI dołączył Twitter, Microsoft, Associated Press, Agence France-Presse, Reuters i Reuters Institute for the Study of Journalism a Inicjatywa wkrótce przyjęła rolę lidera w walce ze „szkodliwą dezinformacją związaną z koronawirusem”.

W Wielkiej Brytanii do tego celu zaangażowano również wojsko, 77 brygadę, której działanie w ramach strategii komunikacyjnej COVID-19 obejmowały wojnę informacyjną i ” przeciwdziałania niepożądanym działaniom informacyjnym” przez „tworzenie i rozpowszechnianie cyfrowych i medialnych treści w celu wsparcia wyznaczonych zadań”. W odpowiedzi na pisemne zapytanie w parlamencie Ministerstwo Obrony potwierdziło, że żołnierze 77 Brygady ” wspierają Jednostkę Szybkiego Reagowania rządu brytyjskiego i pracują nad przeciwdziałaniem dezinformacji na temat COVID-19″. Sama jednostka Rapid Response Unit została utworzona w 2018 r. w celu, jak twierdzi jej szefowa Fiona Bartosch, przeciwdziałania „błędnym informacjom” i „dezinformacji” oraz „przywrócenia debaty publicznej opartej na faktach”. Tobias Ellwood, który jest przewodniczącym Komisji Obrony Izby Gmin służył w 77 Brygadzie. (https://bigbrotherwatch.org.uk/campaigns/ministry-of-truth/)

WHO także ostrzega społeczeństwa przed „błędnymi informacjami” i „dezinformacją”. W komunikacie zatytułowanym „Spłaszczymy krzywą infodemii” radzi ludziom, aby odwoływali się do „fact-checkersów” i poważnych mediów: „W razie wątpliwości należy zwracać się do zaufanych organizacji sprawdzających fakty, takich jak International Fact-Checking Network, oraz do światowych mediów koncentrujących się na obalaniu dezinformacji, takich jak Associated Press i Reuters”. WHO szczegółowo opisuje swoje zaangażowanie w media społecznościowe i „big tech”: „WHO ściśle współpracuje z ponad 50 firmami cyfrowymi i platformami mediów społecznościowych, w tym z Facebookiem, Twitterem, LinkedIn, TikTok, Twitch, Snapchat, Pinterest, Google, Viber, WhatsApp i YouTube, aby zapewnić, że oparte na nauce komunikaty zdrowotne organizacji lub innych oficjalnych źródeł pojawiają się jako pierwsze, gdy ludzie szukają informacji związanych z COVID-19. WHO współpracuje również z rządem Wielkiej Brytanii w zakresie kampanii cyfrowej mającej na celu zwiększenie świadomości dezinformacji wokół COVID-19 i zachęcenie osób do zgłaszania fałszywych lub wprowadzających w błąd treści w Internecie. Ponadto WHO tworzy narzędzia do wzmacniania przekazów dotyczących zdrowia publicznego – w tym chatbot WHO Health Alert, dostępny na WhatsApp, Facebook Messenger i Viber – aby dostarczać najnowsze wiadomości i informacje o tym, jak osoby fizyczne mogą chronić siebie i innych przed COVID-19.” (Więcej o walce WHO z informacją tutaj).

Tego typu podejście do informacji – zinstytucjonalizowana „kultura cenzury” i tłumienia „myślozbrodni = przyniosło przez ostatnie 2,5 roku konsekwencje w postaci stłumienia debaty na co najmniej trzy różne sposoby: przez bezpośrednią cenzurę jak usuwanie treści i deplatformowanie, przez stosowanie „czarnego PRu” oczerniającego tych, którzy stawiają krytyczne pytania dotyczące narracji COVID-19, oraz przez bezpośrednie groźby pozbawienia środków do życia i zatrudnienia.

Formalna cenzura pojawiła się w Wielkiej Brytanii wraz wytycznymi dla nadawców wydanymi przez OFCOM, brytyjski państwowy organ regulacyjny (Office of Communications) kontrolujący i nadzorujący rynek mediów i telekomunikacji. Nadawcy zostali poinstruowani, aby zwracać uwagę na „oświadczenia zdrowotne związane z wirusem, które mogą być szkodliwe; porady medyczne, które mogą być szkodliwe: dokładność lub istotne wprowadzanie w błąd w programach w odniesieniu do wirusa lub polityki publicznej dotyczącej wirusa”. Jednym z przejawów tej polityki było niezwykłe polecenie wydane profesor z Oxfordu Sunetrze Gupta, kiedy ta w październiku 2020 r. miała wystąpić w BBC News, aby opowiedzieć o lockdownach wprowadzonych w północnej Anglii. Tuż przed wejściem na antenę jeden z producentów zakazał jej wspominania o Great Barrington Declaration, dokumencie podpisanym przez wybitnych naukowców, określającym alternatywną politykę, która pozwoliłaby uniknąć blokad i innych niekonwencjonalnych środków.

W mediach społecznościowych, niemal od pierwszego dnia ogłoszenia pandemii COVID-19, giganci technologiczni („big tech”) chętnie podpisywali się pod strategią cenzury. W kwietniu 2020 r. poinformowano, że dyrektor generalna YouTube Susan Wojcicki oświadczyła, że podejmie działania w celu usunięcia wszystkiego, co jest „sprzeczne z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia”. YouTube usuwał wywiady z dr Johnem Ioannidisem z Uniwersytetu Stanforda, brytyjskim lekarzem prof. Karolem Sikorą, czy przemówienie senatora USA Randa Paula kwestionujące skuteczność stosowania masek z sierpnia 2021 r. Dr Robert Malone, jeden z wynalazców technologii mRNA stosowanej w szczepieniach na COVID-19, który stał się znaczącym krytykiem oficjalnej polityki i narracji, został usunięty z Twittera. Duża część kontroli debaty na platformach mediów społecznościowych polega na wydawaniu ostrzeżeń, że dany wpis w jakiś sposób narusza „standardy społeczności”, a niektóre z nich, jak LinkedIn, stwierdzają wprost, że treści niezgodne z autorytetami mogą prowadzić do cenzury. Jak udokumentował dr David Thunder, dokładne brzmienie polityki Linkedin dotyczącej „dezinformacji” brzmi następująco: „Nie należy udostępniać treści, które są bezpośrednio sprzeczne z wytycznymi wiodących światowych organizacji zdrowotnych i organów zdrowia publicznego”. Thunder zauważa, że w praktyce oznacza to, że urzędnicy „wiodącej organizacji zdrowia na świecie” są chronieni przez Linkedin przed jakąkolwiek krytyką ze strony społeczeństwa lub innych naukowców.

Cenzura i tłumienie debaty akademickiej zawitała także do czasopism akademickich – artykuły i badania sprzeczne z tzw. konsensusem naukowym były niesprawiedliwie usuwane lub blokowane. Dr Peter McCullough informował o nieuzasadnionym cenzurowaniu recenzowanego i opublikowanego artykułu na temat COVID-19, Tess Lawrie mówiła o tłumieniu wyników badań nad Iwermektyną. Wszystko te niepokojące sygnały świadczą o tym, że procesy akademickie same w sobie stały się przedmiotem cenzury i kontroli.

Cenzura trwa nadal, a być może nawet się nasila. Chociaż należy przeprowadzić szczegółowe i systematyczne badania w celu określenia skali i zakresu cenzury, która ma miejsce, to już teraz jest dość jasne, że w porównaniu z okresem sprzed 2020 r. jej poziom jest bezprecedensowy i stanowi jej normalizację czy spowszednienie.

Tłumienie debaty odbywa się nie tylko poprzez formalną cenzurę, ale również poprzez taktykę pośrednią, polegającą na próbach zniszczenia reputacji osób kwestionujących władzę. Taktyka oczerniania stała się w ostatnich latach bardziej powszechna i stanowi ważną cechę współczesnej propagandy i naszego „demokratycznego” krajobrazu. Ogólnie rzecz biorąc, kampanie oszczerstw mają na celu uniknięcie merytorycznej, racjonalnej debaty. Cechą charakterystyczną kampanii oszczerstw jest wykorzystywanie wrażliwości polityki tożsamości, takich jak (uzasadniona) troska o rasizm oraz stosowanie pejoratywnych i tendencyjnych etykiet. Na przykład, osoby kwestionujące politykę COVID-19 były czasami określane jako skrajnie prawicowe lub faszystowskie (szury i foliarze), a pejoratywne określenie „teoretyk spiskowy” jest często stosowane do opisania osób kwestionujących oficjalne narracje.

Kampanie oszczerstw to podstępne i nieuczciwe metody podważania głosów sprzeciwu i często przebiegają bez udziału obserwatorów, a nawet ofiar, które nie są w pełni świadome, że są celem ataku. W przypadku COVID-19 udało się zidentyfikować przynajmniej jedną kampanię oszczerstw na wysokim szczeblu. W momencie publikacji Deklaracji z Great Barrington (GBD) jesienią 2020 r. autorzy byli świadomi istnienia cenzury w mediach mainstreamu (wspomniane polecenia BBC dla prof. Sunetry Gupty, aby nie wspominała o Deklaracji podczas wywiadu). Jednak przynajmniej część wrogich relacji nie była po prostu spontaniczną reakcją dziennikarzy, lecz została zainicjowana przez urzędników wysokiego szczebla. Widać to z udostępnionych e-maili, w których Anthony Fauci i dyrektor National Institute of Health Francis Collins dyskutowali o konieczności szybkiego wyciszenia publikacji Deklaracji z Great Barrington. Collins napisał w e-mailu, że „propozycja trzech skrajnych epidemiologów … wydaje się być bardzo popularna … Należy szybko i druzgocąco opublikować obalenie jej założeń”. Zamiast cywilizowanej i solidnej debaty naukowej, nastąpiła kampania oszczerstw.

Do innych głośnych przypadków, nieudowodnionych, ale noszących znamiona wyreżyserowanej kampanii oszczerstw, należą powtarzające się ataki na popularnego amerykańskiego podcastera Joe Rogana. W sferze europejskiej profesor Bhakdi, wczesny i prominentny krytyk polityki COVID-19, był wielokrotnie oskarżany o antysemityzm, a obecnie jest ścigany przez władze niemieckie za podżeganie do nienawiści. Żadne z zarzutów stawianych w tych atakach nie wydaje się być uzasadnione. Na przykład Rogan był ganiony za promowanie stosowania Iwermektyny, którą wielu dziennikarzy nazywało „środkiem odrobaczającym dla koni”. Znaczna część pracy i dorobku Bhakdiego dotyczy polityki COVID-19, a jego odniesienia do jakichkolwiek kwestii związanych z judaizmem są stosunkowo niewielkie. Subtelna i prawdopodobnie bardziej rozpowszechniona forma oczerniania polega na rutynowym oznaczaniu informacji przez firmy zajmujące się mediami społecznościowymi jako szkodliwych; na przykład niezależny brytyjski OffGuardian miał tweety opatrzone ostrzeżeniem, sugerującym, że ich twórczość może być „niebezpieczna” i zawierać „brutalne lub wprowadzające w błąd treści, które mogą prowadzić do szkód w świecie rzeczywistym”. Takie etykietowanie nosi znamiona zniesławienia.

Tłumienie niewygodnych opinii odbywa się zarówno w sferze informacji – cenzurowanie głosu lub ataki personalne  – jak i poprzez działania w świecie realnym, „materialnym”, za pomocą przymusu. Może to odbywać się przez tworzenie warunków, które zniechęcają ludzi do wolnej wypowiedzi, oferując zachęty finansowe lub grożąc uszczupleniem czyjejś sytuacji materialnej przez utratę możliwości zarobkowania. W przypadku COVID-19 rolę przymusu można dostrzec poprzez groźby zatrudnienia, których doświadczyły osoby kwestionujące narrację.

Profesor Julie Ponesse została zwolniona ze stanowiska na Uniwersytecie Zachodnim w Kanadzie z powodu odmowy przyjęcia zastrzyku COVID-19 po wprowadzeniu tam obowiązkowych szczepień, podobny los spotkał dr Aarona Kheriarty’ego (profesora Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine, School of Medicine i dyrektora programu etyki medycznej). Inni naukowcy powoływali się na brak wsparcia instytucjonalnego w odniesieniu do ich wolności akademickiej, jak na przykład profesor Martin Kuldorff.

Przymus szczepień jest szczególnie dokuczliwy, ponieważ jego wprowadzenie na uniwersytetach zmusza „dysydenckich” pracowników naukowych albo do postępowania wbrew swoim przekonaniom i opiniom i podporządkowaniu się, albo do opuszczenia swoich stanowisk. Efekt dyscyplinujący jest oczywiście znacznie szerzej odczuwalny w całej akademii – nieliczni, którzy tracą stanowiska, są ostrzeżeniem dla wszystkich innych, aby ponownie rozważyli swoje przekonania i działania. W szczególności młodsi pracownicy naukowi i ci, którzy kończą studia doktoranckie, zrozumieją, że podporządkowanie się dominującej narracji jest jedyną realną opcją, jeżeli chcą zrealizować swój cel, jakim jest kariera akademicka.

Taktyka cenzury, szkalowania i przymusu działa synergicznie i pomaga w tworzeniu środowiska, w którym wszechobecna staje się autocenzura. Deplatformowanie dysydentów-naukowców stanowi wyraźne ostrzeżenie co do tematów i kwestii, których powinno się unikać, podczas gdy przykłady szkalowania podkreślają potencjalne nieprzyjemne konsekwencje dyskutowania o takich sprawach. Przymus działa jako blokada dla każdego, kto rozważa możliwość zaryzykowania mówienia o cenzurowanych tematach i znoszenia związanych z tym oszczerstw: utrata pracy i dochodów jest po prostu zbyt dużym obciążeniem. Ogólnie rzecz biorąc, rola władz w umożliwianiu cenzury i przymusu prowadzi do zinstytucjonalizowanej kultury, w której normą jest tłumienie opinii i debaty.

Opisywane sytuacje mają oczywiście szkodliwe konsekwencje dla racjonalnej debaty i demokracji. John Stuart Mill wyjaśnił, że uciszanie wyrażania opinii pozbawia nas wszystkich możliwości wysłuchania argumentu, który może okazać się prawdziwy, albo udoskonalenia lub odrzucenia opinii, która jest błędna. Istnieją ku temu bardzo dobre powody, jak zauważa Mill: „Po pierwsze: opinia, którą próbuje się stłumić za pomocą autorytetu, może być prawdziwa. Ci, którzy chcą ją stłumić, oczywiście zaprzeczają jej prawdziwości, ale nie są nieomylni. (…) Wszelkie uciszanie dyskusji jest założeniem nieomylności.”

Badania naukowe wymagają otwartości na pytania i krytykę, a uczonym należy pozwolić na prezentowanie opinii, które mogą wydawać się kontrowersyjne. Oczywiście istnieją dobrze uzasadnione i ustalone granice wolności słowa – na przykład podżeganie do przemocy – ale nie mówimy tu o zwykłych obszarach debaty i kontrowersji, które leżą na granicy dopuszczalności wypowiedzi. Mówimy o prawie ludzi do stawiania pytań i wyrażania obaw dotyczących polityki, która ich bezpośrednio dotyczy, jak np. lockdown, maseczki i „szczepienia”, a ponadto o prawie uprawnionych ekspertów do stawiania takich pytań w sferze publicznej. To, że cenzura, szkalowanie i przymuszanie takich osób stało się tolerowane, jest wyraźnym wskaźnikiem tego, jak daleko nasze demokracje przesunęły się w kierunku autorytaryzmu.

A sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdy w Wielkiej Brytanii, Europie i Kanadzie zostaną przeforsowane tzw. ustawy o szkodliwości Internetu. W Wielkiej Brytanii proponowana ustawa tworzy kategorię legalnych, ale „szkodliwych” wypowiedzi. Grupa Big Brother Watch ostrzega, że „pod groźbą kar ustawodawca zmusi pośredników internetowych do cenzurowania znacznej części dyskusji w Internecie, w tym w sprawach dotyczących ogólnego dyskursu i polityki publicznej. Szkodliwe treści są definiowane wyłącznie przez Sekretarza Stanu, któremu przyznano również szereg uprawnień wykonawczych w ramach ustawy. Kategoria ‘legalne, ale szkodliwe’ jest niewystarczająco określona prawnie i grozi nieproporcjonalnym naruszeniem prawa jednostek do wolności słowa i prywatności. W szczególności niepokoi szeroka definicja szkody online jako ‘szkody fizycznej lub psychologicznej’ (klauzula 187). Jest to niezwykle niski próg i obejmuje niezliczone rodzaje szkód, których zakres naszym zdaniem znacznie przekracza kwalifikacje do artykułu 10 przewidziane w EKPC i HRA.”

Prawdopodobnie zmiany legislacyjne będą funkcjonować w połączeniu z tak zwanymi podmiotami i algorytmami „fact checking”, które pracują nad definiowaniem, a następnie wykluczaniem tego, co jest określane jako „błędna informacja” czy „dezinformacja” definiowane jako fałszywe informacje rozpowszechniane w celu wprowadzenia w błąd lub wyrządzenia szkody lub informacje, które są wykorzystywane bez kontekstu w celu wyrządzenia szkody lub wprowadzenia w błąd. Pojęcia te są tak mgliste, że umożliwiają władzom zakazanie praktycznie każdej poważnej debaty lub krytyki w sferze publicznej. Widzimy tutaj ciągły rozwój i umacnianie się przemysłu sprawdzania faktów w zakresie dezinformacji/fałszywej informacji. Podczas pandemii COVID-19 Organizacja Narodów Zjednoczonych rozpoczęła współpracę z firmą public relations Purpose w celu „zwalczania rosnącej plagi dezinformacji COVID-19”, która jest opisywana jako „wirus rozprzestrzeniany przez ludzi”. Purpose twierdzi, że „poprzez nadawanie informacjom statusu „Zweryfikowany” (Verified) wykorzystujemy markę ONZ, a także inne popularne marki, które łączą odbiorców online i offline: od Cartoon Network w Brazylii po Flipkart w Indiach”. Podobnie UNESCO promuje edukację na temat tak zwanych „teorii spiskowych”. Co ciekawe, w oczywistej sprzeczności z retoryką dotyczącą integracji i podejmowania decyzji przez społeczność, WHO prosi ludzi o zgłaszanie osób rozpowszechniających „dezinformację”. w ten sposób niewybieralna organizacja międzynarodowa aktywnie popiera tłumienie wolności słowa w demokratycznych społeczeństwach.

Innym niepokojącym sygnałem tego, jak bardzo agresywne stają się władze, jest przyjęcie w Kalifornii ustawy, która umożliwi oskarżenie lekarzy rozpowszechniających „fałszywe informacje” o „nieprofesjonalne zachowanie” co może skutkować odebraniem im licencji do wykonywania zawodu.

Tego typu inicjatywy oznaczają przejście do rzeczywistości, w której prawda jest definiowana przez osoby weryfikujące fakty, a ustawodawstwo kreśli podstawowe ramy przymusu, aby zapewnić karanie wszelkich odstępstw. Jest to całkowicie sprzeczne z podstawowymi zasadami otwartej debaty, obiektywnej nauki i wolności słowa i nie jest zgodne z demokracją.

Czy to więc koniec demokracji?

W polityce zagranicznej i w okresie wojen powszechność propagandy i związane z nią dążenie do marginalizacji odmienności są dobrze znane badaczom tych dziedzin. W zachodnich demokracjach cenzura, pomówienia i przymus nie są niczym nowym. Osoby kwestionujące np. zachodnią politykę zagraniczną są obecnie poddawane takiej taktyce, także globalna wojna z terroryzmem z 11 września 2001 r. ukazała wiele przykładów cenzury, oczerniania i przymusu w celu podtrzymania oficjalnych narracji i uzasadnienia wojen, które toczyły się pod jej sztandarem. Obecnie założyciel Wikileaks, Julian Assange, stoi przed perspektywą deportacji do USA i spędzenia reszty życia w więzieniu. Jego przestępstwo polegało na ujawnieniu informacji o wojnach toczonych po 11 września, zwłaszcza tych w Iraku i Afganistanie. Nie ma powodu wątpić, że władze chcą zrobić z Assange’a przykład, ostrzeżenie, pokazujące jaka jest cena kwestionowania decyzji rządów, nawet gdy prowadzą wojny napastnicze, których zasadność i legalność można kwestionować.

Nowością w przypadku COVID-19 jest połączenie rozprzestrzeniania się tych strategii cenzury ze wzrostem świadomości coraz większych grup społecznych co do istnienia propagandy w państwach do tej pory demokratycznych. Jeszcze niedawno działania cenzorskie dotyczyły garstki mało znanych dysydentów zajmujących się naukami społecznymi czy polityka zagraniczną. Obecnie tłumienie debaty dotyczy coraz większej liczby naukowców z dziedziny medycyny, a próby cenzurowania cenionych naukowców zwracają uwagę coraz większej części społeczeństwa na to, buduje się o świadomość społeczna, że oficjalna reakcja na COVID-19 była wspierana przez zaciekłe kampanie propagandowe mające na celu uciszenie ekspertów mających odwagę mówienia rządowi prawdy. Spada także zaufanie do mediów głównego nurtu, a coraz więcej osób poszukuje nowych, niezależnych platform medialnych szukając wiarygodnych informacji na temat zagadnień związanych z COVID-19 u organizacji takich jak PANDA czy HART.

Przyszłość wygląda złowieszczo. Istnieją próby działań legislacyjnych, które mają na celu redefinicję wolności słowa, wzmacniane są sieci sponsorowanych kontrolerów faktów określających, co jest, a co nie jest prawdą, przeznaczane są olbrzymie środki (finansowane przez sponsorów i kontrybutorów fact checkingu) na cenzurowanie głosów dysydentów – a wszystko to przebiega równolegle z dążeniem do restrukturyzacji społeczeństw zachodnich. Celem może być likwidacja wszelkich pozorów demokracji, począwszy od likwidacji wolności słowa. Prawdopodobnie czekają nas mroczne dni i nigdy wcześniej nie było tak ważne, aby istniała solidna i bezkompromisowa obrona wolności słowa.

Źródła:

Mariusz Jagóra

Ty jesteś Kreatorem Własnej Rzeczywistości

Tu jeszcze nic niema

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wybierz Zakładkę

Portal Społecznościowy KimBook

Platforma Video

MyTube

Komunikator WTC WhatsThat

WhatsThat

Nakładka na YouTube

Invidious.kim

Transmisja na żywo

Wesprzyj nas

Wesprzyj nas

Kontakt

Kontakt

Ostatnie wpisy