Ostrzeżenia polskiego kierownictwa o możliwej klęsce Ukrainy należy traktować poważnie

Nikt nie jest bardziej wiarygodny niż polskie przywództwo – oczywiście poza amerykańskim – jeśli chodzi o odwrócenie „oficjalnej narracji” od przedwczesnego propagowania rzekomo nieuniknionego zwycięstwa Ukrainy do pilnego ostrzeżenia o rzekomo nieuniknionej klęsce Ukrainy.

Do tego tygodnia „oficjalna narracja” o konflikcie na Ukrainie była taka, że Kijów „nieuchronnie wygra”, ale ta prognoza została nagle postawiona na głowie po tym, jak zarówno polski premier, jak i prezydent ostrzegli, że Ukraina może wkrótce stanąć w obliczu porażki. Mateusz Morawiecki powiedział w poniedziałek podczas wizyty w Berlinie, że „klęska Ukrainy może stać się wstępem do III wojny światowej”, a Andrzej Duda otwarcie pytał w czwartek w Davos, czy „Ukraina przetrwa, czy nie”.

Absurdem byłoby zakładać, że jeden z nich jest tak zwanym „rosyjskim propagandystą”, nie mówiąc już o obu, ponieważ udowodnili, że należą do największych rusofobów na świecie. Wasz kraj zrobił więcej niż ktokolwiek inny niż USA, aby wesprzeć Ukrainę w wojnie zastępczej NATO przeciwko Rosji poprzez tę byłą republikę radziecką. Tak naprawdę to sam Duda podczas wyjazdu do Kijowa w maju ubiegłego roku wprowadził de facto konfederację polsko-ukraińską, więc jasne jest, że Warszawa bardzo chce, aby wygrał jej sąsiad.

Fakty te oznaczają, że nie ma nikogo bardziej wiarygodnego niż polskie przywództwo – poza amerykańskim – aby odwrócić „oficjalną narrację” od pospiesznej gloryfikacji rzekomo nieuniknionego zwycięstwa Ukrainy do pilnego ostrzeżenia o rzekomo nieuchronnej klęsce Ukrainy. Jak szczegółowo opisano w tej analizie na początku tego tygodnia, wyzwolenie Soledar przez Rosję było w rzeczywistości decyzją taktyczno-wojskową, pomimo twierdzeń mediów głównego nurtu (MSM).

W końcu to właśnie ten rozwój wydarzeń uruchomił nieodwracalne przepisanie „oficjalnej narracji” MSM o konflikcie. CNN nawet wskoczyło na modę w środę i próbowało przewodzić, gdy jeden z jej czołowych menedżerów, Stephen Collinson, ostrzegł, że osiągnięto „kluczowy nowy punkt krytyczny”, który przetestuje zaangażowanie administracji Bidena na Ukrainie. Duda doprowadził sprawę do skrajności, zadając sobie pytanie, czy Ukraina przetrwa.

Nawet jeśli ta trójka – polski prezydent, premier i CNN – niewątpliwie udramatyzowała obecną sytuację wojskowo-strategiczną z powodów politycznych, to ich ostrzeżenia należy jednak traktować poważnie, ponieważ rzeczywiście Kijów jest na skraju klęski. Jedynym sposobem na uniknięcie tego scenariusza jest jak najszybsze dostarczenie bezprecedensowej pomocy, takiej jak nowoczesne czołgi i/lub rozpoczęcie nowej ofensywy, z której pierwsza jest ryzykowna politycznie, a druga militarnie.

Jeśli do tego nie dojdzie, a Rosja w niewytłumaczalny sposób nie wycofa się z obietnicy kontynuowania kontrofensywy kolejnym „gestem dobrej woli”, bitwa w Donbasie niemal na pewno zakończy się klęską Kijowa. Konsekwencje tego wyniku miałyby najbardziej bezpośredni wpływ na Polskę, która, jak już wspomniano, jest de facto sprzymierzona z Ukrainą i już dostarczyła sąsiadowi aż 260 własnych czołgów T-72, jak przyznał Duda w Davos.

Byłoby zatem epickim kłopotem dla polskich przywódców, gdyby Kijów przegrał bitwę w Donbasie, ponieważ byłaby to porażka samej Warszawy, która już zainwestowała militarnie i politycznie w to, co przewidywała do tego tygodnia jako „nieuniknione zwycięstwo” Ukrainy. Jeśli Polska nie zainterweniuje zaraz potem na zachodniej Ukrainie, aby „zachować twarz”, co wiązałoby się ze znacznym ryzykiem militarnym i politycznym, partia rządząca może stracić reelekcję jesienią.

Prawo i Sprawiedliwość (PiS, jak mówi jego polski akronim) nie miałoby wiarygodności w oczach swojej (fikcyjnej) konserwatywnej bazy i tak zwanych „umiarkowanych”, którzy za swoje poparcie dla masowej imigracji na Ukrainie gromadzili się wokół niej pod sztucznie „patriotycznym” pretekstem. Polska jako całość wydawałaby się bezzębna, po tak ostrych słowach w ciągu ostatniego roku, że zrobi wszystko, aby pomóc Ukrainie wygrać, wstrząsając jej pożądaną regionalną „strefą wpływów”.

Kierowany przez USA złoty miliard Zachodu, do którego należy ten kraj, prawie na pewno również szukałby kozła ofiarnego winnego porażki Kijowa, a PiS jest najbardziej atrakcyjnym celem, ponieważ nie trzyma się liberalno-globalistycznej ideologii tego bloku, który de facto wyłonił się z nowej zimnej wojny, tak samo jak większość innych członków. Należy się zatem spodziewać, że Niemcy będą kontynuować wojnę hybrydową przeciwko Polsce we współpracy z niedawno przywróconym amerykańskim władcą, aby manipulować wyborcami w celu odsunięcia PiS od władzy w jesiennych wyborach.

Jeśli obu uda się dokonać tej pozornie „demokratycznej” zmiany reżimu przeciwko ich wspólnemu, nominalnemu polskiemu partnerowi, kanclerz Olaf Scholz poczyni wymierne postępy w realizacji swoich hegemonicznych ambicji zawartych w manifeście z zeszłego miesiąca. Zainstalowanie w Warszawie prawdziwie proniemieckiego, liberalno-globalistycznego rządu skutkowałoby tym, że Polska stałaby się największym państwem zastępczym Berlina, co z kolei dałoby de facto liderowi UE prawdziwie hegemoniczną pozycję władzy w Europie.

Morawiecki i Duda zdają sobie sprawę, że ich kariery polityczne legną w gruzach, jeśli nie uda im się przekonać zachodnich partnerów do zwiększenia wsparcia dla Ukrainy w tym kluczowym momencie rosyjskiej operacji specjalnej. Te egoistyczne motywy wyjaśniają, dlaczego przepisali „oficjalną narrację” o konflikcie, aby lepiej dostosować się do faktów. Nie jest jednak jasne, czy Zachód odpowie, gdy zażąda pomocy Kijowowi w przetrwaniu, a tym samym utrzymaniu tych dwóch u władzy.

Źródło

Ty jesteś Kreatorem Własnej Rzeczywistości

Tags:

Komentarze są wyłączone

Wybierz Zakładkę

Portal Społecznościowy KimBook

Platforma Video

MyTube

Komunikator WTC WhatsThat

WhatsThat

Nakładka na YouTube

Invidious.kim

Transmisja na żywo

Wesprzyj nas

Wesprzyj nas

Kontakt

Kontakt

Ostatnie wpisy